środa, 25 lutego 2015

Rozdział 18 Twój Rycerz Powrócił...

*Dercy*
Mała. Ey wstawaj. Taaa już ci wstanę... Mruknęłam coś na pozór przypominające moje nie zadowolenie, walić to zostaje kotem, może w końcu się wyśpię, najem i kij wie co jeszcze...
-Luke zostańmy jeszcze chwilę w tym wygodnym łóżku, nikomu to nie zaszkodzi, może się wyśpimy, śniadanie nie... - mój monolog przerwał pomruk mojego brzucha. - Dobra, jest ważne, chodźmy jeść.- wstałam i przeciągnęłam się po czym zebrałam się z Hemmings'em do kuchni po jedzenie.
-Nie wiem co w ciebie wstąpiło, ale masz racje zjedźmy coś.- uśmiechnął się do mnie prze rzucając sobie mnie przez ramie i znosząc mnie na dół.

*Zayn*
Mam serdecznie dość tego całego Ashton'a i Peter'a. Te ich odzywki do Irene...Ona jest tylko i wyłącznie moja! 
- Ey! Malik debilu! -wydarł się czyjś głos zapewne Josh.
- Czego? -zaraz? jak on do mnie powiedział? 
-Wiesz może gdzie jest kotna? -`że kto proszę?
-...
- Malik jesteś skończonym kretynem, teraz powiesz mi że nie wiesz kto to jest? 
- No ten...przecież wiem. -nie nie wiem.
- Jasne już to widzę. Nawet nic nie wiesz o swojej dziewczynie. 
- Josh!daj mi spokój dopiero wstałem...
- Czyli nie wiesz gdzie jest Irene? -to o nią chodziło...nie można mówić jaśniej? A właściwie to gdzie ta mała się szwenda? Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Ire, odebrała po trzecim sygnale.
I-Irene, Z-Zayn
Z- Hey, mała gdzie jesteś?
I- Zayn muszę was opuścić przepraszam.
Z- Irene! Co ty chcesz właściwie zrobić? 
I- Naprawić swoje głupie błędy przez które mam kłopoty, pa nie dzwoń więcej. 
Z- O co ci znowu chodzi?
I- Nie wiesz?! Naprawdę? To ci przypomnę, taka ładna blondynka na wyścigu pół naga. Którą prawie tam przeleciałeś!! NARA! -rozłączyła się...jaka blondynka? Jaki wyścig? 
- Co Zayn? Zaskoczony? Bo ja się jej nie dziwie. Zabrała Ashton'a ze sobą.
- Co ty w ogóle do mnie mówisz?
*Dercy*
-No i zabrała ze sobą Ashton'a!- dokończył swoją wypowiedź Zayn.
-Wiedziałam że tak będzie śmietniku! Masz wpierdol, ale najpierw muszę znaleźć Ire! Ja pierdole z osłem się mózgiem zamieniłeś idioto?! - zdenerwowana targałam się za włosy i nerwowo chodziłam po pokoju wrzeszcząc obelgi do brata. Czy on do cholery nie wie co ona przeszła? Nie wie czemu tak się zachowuje? Kurwa...
-Dercy uspokój się, wymyślę coś!- warknął do mnie.
-Sam się uspokój! Wiedziałam że ten wyścig nie jest dobrym pomysłem! Weź już kurwa więcej nie myśl, bo ci to nie wychodzi!- rozłączyłam i rzuciłam telefonem o ścianę, nawet się nie rozpadł... Oparłam się o ścianę i po niej zjechałam. Czy ja muszę zawszę tracić bliskie mi osoby?

-Dercy? Ey co się dzieje?- usłyszałam głos Calum'a, jeszcze jego tu brakuje...
-Po co tu przyszedłeś? Popatrzeć jak płaczę? Zobaczyć jak nisko upadam? Wiesz co? Nie będziesz musiał długo na mnie patrzeć, wyjeżdżam szukać Irene, bo nie chcę jej stracić jak straciłam ciebie, Louis'a i Nathan'a... - Już się podnosiłam, ale mnie zatrzymał przytulając do siebie, przez chwilę się wyrywałam, ale przycisnął nas do ściany.
- Nikogo nie straciłaś! Zrozum to że wszystko w sobie trzymasz nie jest dobre! Ja zawszę tu jestem, Luke i reszta też! Nie potrafię zrozumieć czemu tak bardzo się zmieniłaś... Dercy ja wiem że w środku dalej jesteś tą samą kruchą i nieśmiałą dziewczynką którą... W każdym razie, zawszę byłem przy tobie, nie chciałem cię ranić, ale nie dałaś mi wyboru, sama wiesz jak reaguje! - jego słowa tak mną wstrząsnęły że zapomniałam co miałam zamiar powiedzieć.- Dercy zrozum zależy nam na tobie, mimo że udajesz niezależną...
-Nie udaje Cal... Ja... Ja po prostu obiecałam sobie być silną, nie mogę się poddać, albo nie potrafię... - Wpatrywałam się mu prosto w twarz, mimo że chciałam ponownie się rozpłakać skrupulatnie powstrzymywałam łzy przed wypłynięciem.
-To samo mi kiedyś powiedziałaś. "Obiecałam sobie być silną", dla mnie nadal jesteś tą samą małą dziewczynką, która przychodziła zwierzyć mi się z wszystkich zmartwień. Wiesz... Byłaś kiedyś moją małą księżniczką wiesz? Może to śmieszne, ale z perspektywy czasu tak cię pamiętam. Czekaj który Nathan? - zapytał zmieszany.
-Kress.- gdy to usłyszał bardziej mnie do siebie przytulił i wyszeptał do ucha kilka słów.
-Nie martw się księżniczko, twój rycerz powrócił...
*Luke*
Nie wiem czy dobrze zrobiłem wysyłając Calum'a do Dercy, ale ktoś musiał porozmawiać z Mike'm i namierzyć Irene... To wszystko dla dobra mojej kruszynki, tylko dla niej...
________________________________________
Ech... Przepraszamy bardzo...
~Dercy

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 17 "Jeszcze sama wskoczysz mi do łóżka nie muszę cię o to prosić"

*Irene*
Chłopaki pływali w basenie na jednej połowie natomiast ja na drugiej. Kiedy próbowałam dopłynąć do brzegu poczułam, że ktoś łapie mnie za nogę. Przestraszona zaczęłam ruszać nogami. Peter wynurzył się i uśmiechną do mnie. Rozejrzałam się dookoła za Zayn'em ale był bardzo daleko. ( tak Peter został ściągnięty ze szkoły do pomocy ) 
- Wystraszyłeś mnie -powiedziałam i zmarszczyłam czoło.
- Przepraszam. -powiedział przybliżając się do mnie.
- Spoko. -powiedziałam i uśmiechnęłam się. Usta Peter'a były coraz bliżej moich. 
- Peter. -Chłopak odsuną się ode mnie.
-Ire przepraszam. Ciągnie mnie do ciebie strasznie -powiedział zbliżając się z powrotem. 
- Jak myślisz, że coś z tego będzie, to jesteś w błędzie. -W pewnym momencie poczułam jego ręce na moich biodrach.
- Jeszcze sama wskoczysz mi do łóżka nie muszę cię o to prosić. -od powiedział. Szybko wzięłam jego ręce i się nie odezwałam. Peter odpłyną ode mnie a ja wyszłam z basenu w stronę koca. Powycierałam się w ręcznik i położyłam na kocu. Zamknęłam powieki i leżałam. W pewnym momencie poczułam jak ktoś mokry kładzie się na mnie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Zayn'a. Uśmiechnęłam się do niego i musnęłam jego wargi. Chłopak wziął mnie na ręce i szedł w stronę basenu. Objęłam go za szyje. 
- Zee...proszę nie wrzucaj mnie. -powiedziałam z miną szczeniaczka.
- Nie bój się, nie utopie cie...chyba. -powiedział rozbawiony i wszedł do wody. Byliśmy naprawdę głęboko, za bardzo...
- Zayn, proszę cie... -  Chłopak się zaśmiał i lekko mnie zamoczył. Delikatnie mnie puścił a ja zawiesiłam się mu na szyje. 
- Nie bój się Ire, jestem przy tobie. -powiedział i objął mnie w pasie. Spojrzałam w jego oczy.
- Chce na kocyk.-Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł na kocyk. Wytarłam się i położyłam na kocu. Obudziłam się w łóżku, przetarłam oczy i rozejrzałam. Wstałam z łóżka i wyszłam z domu. Wszyscy siedzieli na ławce i pili piwo.
- Patrzcie kto się obudził. -zauważył Mike i się uśmiechnął, odwzajemniłam uśmiech. Podeszłam do Zayn'a i usiadłam mu na kolanach. 
-Skarbie chcesz piwo? -zapytał i podał mi swoją butelkę.
-Nie. -powiedziała. Zayn dokończy piwo a ja chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam na pobliski plac zabaw.
-Zayn...tak nie może być...- mówiłam powoli i spokojnie chociaż chciałam uciec.
-Co? Coś się stało. Ashton czy kto. Mów zabije drania! -uniósł  się trochę ale pogładziłam go po policzku.
-Nie to nie o niego chodzi. Tutaj chodzi o ciebie. Nie możesz się tak zachowywać, kiedyś kogoś zabijesz... Już raz mnie pobiłeś, Horan'a też. Jakbyś nie był z rodziny królewskiej to siedział byś w kiciu za swoje zachowanie na ulicach, jeszcze jak nie uczęszczałeś do tej szkoły. -przerwałam widziałam ja Zee ze spuszczoną głową zastanawia się. Nie musiałam umieć czytać w myślach, aby wiedzieć, że on też żałuje swojego zachowania.
-Przepraszam, masz racje. Zachowuje się jak palant. Przepraszam. Ale nie kontroluje się... Ja nie chce nikogo skrzywdzić a tym bardziej ciebie. -przybliżył się i musną delikatnie moje usta. Gdy poczułam że ktoś łapie mnie za spodenki i szturcha.
-Pomozzesss mi s tym lizackiem?

 -zapytało mnie malutkie dziecko z lizakiem próbując je otworzyć. I jeszcze tak słodko mówi. Ooo... Wzięłam lizaka i z łatwością otworzyłam i oddałam z powrotem małemu właścicielowi.
-Prosze bardzo.
-Dziekuje, ja cie gdzess widzałem. 
-Możliwe, szłam tędy do fryzjera. -od powiedziałam z uśmiechem a on się zaśmiał.
-Jescee sie spotkamy, paaa -krzykną i pobiega z lizaczkiem w rączce.
-Chciała bym mieć takiego. -powiedziawszy to popatrzyłam na Zayn'a, który oszołomiony po chwili popukał się w czoło i stwierdził.
-Za młoda jesteś. - I pocałował mnie jeszcze raz.
*Dercy*
Leżałam sobie z głową zwisającą z krawędzi na łóżku. Nie do końca wiedziałam co mogłam robić, ale potencjalnie mam pomysł. Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
-Co?
-Siemka! Boże nudyyyy. Ratuj.
-Hey. Co ty tak jęczysz?
-Bo mam duże cycki wiesz?
-Kochane. Ja uskuteczniam spacer. Żebyś ty wiedziała co się u nas dzieje!
-Co... Spadaj cholero jedna, są moje!
-Co ty tam wyrabiasz?
-Odpycham Harry'ego od moich cycków a co?
- Hahahah o luju pozdrów go.
-Masz pozdrowienia śmieciu, spadaj.
-Biedny Harold. 
-A idź ty. Chciał mnie zmacać, a ostatnio jak próbował to Lou trochę się wkurzył.
-Trochę strasznie dużo?
-W rzeczy samej. To co tam się odpierdala?
-Zayn pobił Horana, Peter się do mnie dobierał, Mike zmienił kolor włosów i takie tam.
-U nas to kłótnie Ja vs. Calum, Luke jak zawszę pomocny, Harry stwierdził że ostatnio jest napalony, a Lou chyba mnie unika. Nie widziałam go od czasu przyjścia goryla i nawet na noc nie wraca... Od tamtego momentu jestem stałym bywalcem w pokoju pingwina.
-Mieliśmy dziś wolniejszy dzień, o i spotkałam takiego małego słodziaka on był taki awwww i w ogóle.
-Się podnieciłaś.
-Nie przerywaj, no i ogólnie taki uroczy, chciałabym takiego.
-Ała! Luuuuke! Rozwaliłam sobie chyba nos! - zdejmując telefon z twarzy pożegnałam się i rozłączyłam.Po krótkiej chwili w pokoju był blondyn.
-Nie wygląda to dobrze łamago ty moja. - posłał mi słaby uśmiech i pociągnął do kuchni. Wyciągnął z jednej z szafek apteczkę i ją rozpakował. Za ten czas ja przytykałam sobie papier do nosa i ścierałam krew. Niestety nos jest moim czułym punktem. Na nosie nigdy co bym sobie nie zrobiła zawszę zrasta się w ludzkim tempie, Zayn na przykład ma problem z kostkami, przypadłość hybryd. Siedziałam na blacie, a Luke delikatnie opatrzył mi nos. Czekaj który to raz w tym tygodniu? Chyba trzeci.
-Gotowe. - powiedział i cmoknął mnie w nos. Podziękowałam i powoli zabrałam tyłek do pokoju.
-Luke masz może czas? - zapytałam odwracając się do niego na pięcie. Chłopak pokiwał głową i oboje podeszliśmy do ogrodu pod drzewo gdzie położyliśmy się na trawie.

-O czym chcesz po rozmawiać?- zapytał zamykając oczy i odprężając się.
- Chyba nawet wyżalić...- mruknęłam na co otworzył oczy i przekręcił głowę w moją stronę. Zaraz po tym przyciągnął mnie bliżej siebie całując w czubek głowy.
- Mów,mów.- powiedział cicho gładząc moje ramie.
- Najbardziej martwi mnie to że Lou mnie chyba unika. Ostatnio w ogóle się do mnie nie odzywa, nic, zero. Nawet na noc nie wraca, ja się martwię... Chyba zostałeś mi tu jeszcze tylko ty.- Wtuliłam się jeszcze bardziej w niego zaciskając pięści na jego koszulce bliska płaczu.
*Luke*
Serce łamało mi się na pół widząc ją w takim stanie, zawsze uśmiechnięta, pełna pozytywnej energii, a teraz smutna, bezbronna. Nie umiem pojąć jak taki skarb można odrzucić w zapomnienie, Lou spieprzył sprawę, bo ona na prawdę go kocha, choć przyznaje to ciężko. Próbowałem ją w pewnym stopniu uspokoić, powoli wszystko wracało do normy.
-Dziękuje Luke, jesteś wspaniały.- usłyszałem słaby głos, a serce mi przy śpieszyło.
________________________________________
Gotowe! Irene zaczęła rozdział, natomiast ja kończyłam. Mamy wielką nadzieje że się wam podobało. :))
~Dercy & Irene

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 16 Pod rozłożystym drzewem.

No to teraz Derc zaczyna rozdziały hmm?
*Luke*
Siedziałem w schowku razem z Dercy i Calum'em. Pomiędzy nimi nadal nie ma poprawy choć zmniejszyli ilość obelg rzucanych w swoją stronę.
- Nóż mimo że mały jest niezwykle dobrą bronią gdy nie macie pod ręką pistoletu. Rzucając nim musicie pamiętać by nie zastanawiać się długo i najlepiej celować w szyję, klatkę piersiową oraz brzuch. W tych przypadkach jest bardzo skuteczną bronią.- zakończył swój monolog po czym krótkim ruchem posłał jeden z sztyletów w manekina do ćwiczeń, wiedział co robi i trafił wprost w miejsce gdzie powinna być aorta, ten rzut może nie był spektakularny, ale efektywny, widać że zna się na rzeczy.
-A o jeśli laska ma silikony? Chyba marny sztylet się nie przedrze.- oboje zwróciliśmy oczy w stronę dziewczyny, co jak co ale od niej nie spodziewaliśmy się tego pytania.- No co? To normalne pytanie, a patrzycie na mnie jakbym wam co najmniej pół rodziny łopatą zabiła.-Fuknęła na nas i przestąpiła z nogi na nogę, zakładając ręce. Ponownie wbiła wzrok w Hood'a który jeszcze się nie ogarnął po jej słowach. -Halo, ziemia do kapturka. Więc co jeśli laska ma silikony?- zapytała coraz bardziej zdenerwowana.
-Wtedy Mike bardziej traci głowę dla takiej panny.- powiedział z cynicznym uśmiechem gdy zobaczył zdziwienie na twarzy dziewczyny.
-Jesteś pewny że nie mówisz o sobie? O tobie bym prędzej powiedziała że lecisz na plastiki.- uspokoiła się i spokojnie odpowiedziała na wypowiedź chłopaka.
-On leci na wszystko co się rusza i nie ma chuja pomiędzy nogami.- zaśmiał się Harry wchodząc do pomieszczenia w którym napięcie można było nożem ( o ironio) kroić.
-Luke idziesz ze mną się przejść?- zapytała mnie mocno zdenerwowana dziewczyna.
-Pada, jesteś pewna że chcesz wyjść?- zapytałem się na co ona tylko złapała moją rękę i pociągnęła w stronę wyjścia, czyli spacer w deszczu tak chciałbym... Nie nie chciałbym. Oczywiście że tak, ale nie mogę. Złapałem kurtkę i wyszliśmy z bazy w akompaniamencie deszczu.
- Nie martwisz się o to że się przeziębisz?- zapytałem orientując się z głupoty którą powiedziałem. - Nie było pytania.- uciąłem na co Dercy zaśmiała się i z politowaniem pokręciła głową, humor jej się diametralnie zmienił.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła pingwinku?- zaśmiała się uderzając mnie z łokcia w bok.
- Musiałabyś znaleźć sobie innego przyjaciela, może Calum? Hmm?- Zaśmiałem się widząc jak na mnie patrzy, popchnęła mnie, ale w ostatniej chwili złapałem ją i upadliśmy razem.
-Ale ty jesteś głupi!- zaśmiała się bardziej rozkładając się na mnie i ruszając moje już dosyć mocno oklapnięte włosy, deszcz robi swoje.
- Za to mnie kochasz.- Uśmiechnąłem się do niej obserwując każdy jej ruch, zbierała mi włosy z czoła dalej się śmiejąc.
- A co ty taki pewny siebie?- zapytała uśmiechając się głupkowato. Przewróciłem nas tak że to ona teraz leżała pode mną i przyglądałem się jej. Miałem tak wielką ochotę złożyć na jej ustach pocałunek jednakże nie mogłem. Nasze twarze tak mało dzieliło, czułem jej oddech na twarzy i nie dałem rady się więcej powstrzymywać. Tak zrobiłem to. Pocałowałem ją w deszczu na trawniku w pobliskim parku pod rozłożystym drzewem. To był najszczęśliwszy moment w moim życiu, poczułem smak jej ust, a ona się nie opierała, nie odpychała i... Oddawała pocałunek. Tak robiła to...

-Luke? Ey pingwinku obudź się!- usłyszałem cichy głos wybudzający mnie ze snu. Czemu to był tylko sen? Pieprzony bardzo realistyczny sen który tak bardzo chciałem by był prawdziwy.
-Dercy? Co tu robisz?- wymamrotałem przekręcając się w jej stronę.
-Nie ma Lou, pojechał załatwić coś z Harry'm i nie potrafię zasnąć. Mogę?- zapytała wskazując łóżko. Przesunąłem się bardziej do boku i uchyliłem kołdrę by mogła pod nią wejść co uczyniła. Przykryłem ją, a ona od razu się do mnie przytuliła, może ta noc nie jest taka zła...
*Zayn*
Siedziałem na schodach przed drzwiami i paliłem kolejnego papierosa. Nie mogłem się ogarnąć, wiem że za to co zrobiłem Niall mnie nienawidzi i Irene pewnie też. Niall mną gardzi i twierdzi, że skrzywdzę Irene, a to nie prawda. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, dlatego przekręciłem głowe. Obok mnie usiadł Josh.
-Cześć - powiedziałem wypuszczając biały dym ustami.
-Nie pal - wywróciłem oczami na jego słowa. - Nic się nie stało...ma tylko małe zadrapania na dyni. - zmarszczył brwi a ja swoje uniosłem.
-Josh, oni mi nie wybaczą. 
-Nie może być tak źle- pokiwałem tylko głową. Nic nie odpowiedziałem. Na podjeździe zatrzymał czarny Dodgy Hemi Challenger, a wysiadł z niego Hobbs. Wstałem a ten obok zrobił to samo. Nie boje się go, ale nie chce stracić jaj jak się dowie co planujemy przed dokładnym złapaniem tej szmaty...-dzień dobry- zdziwiony spojrzałem na Josh'a.
-Dzień dobry, a ty jesteś? - zapytał nie kojarząc aniołka.
-Josh Shane - uśmiechną się promiennie i wystawił dłoń w jego kierunku. - przyjaciel Irene i reszty- Hobbs uścisną mu dłoń.
-Nie widać...- mrukną Luke, a ja zmroziłem go wzrokiem. - on jest lepiej wychowany- wywróciłem oczami i otworzyłem drzwi. Mięśniak wszedł do środka, tak jak Josh, a mi serce zaczeło bić znacznie szybciej.
-Irene, Mike, Ashton i Niall!-zawołał. Wiedziałem, że Irene z Ashton'em...grrr...siedzą w pokoju a Mike z Niall'em coś kombinują. - gdzie oni są- warkną na mnie.
-Zaraz przyjdą.- westchnąłem idąc do mojego pokoju. Kicia siedziała na parapecie i tępo gapiła się w okno.-chodź- pokiwała przecząco głową. -nie zachowuj się jak dziecko- Ire przetarła oczy dłonią i ziewnęła. Wywróciłem oczami, wiedziałem że robi to specjalnie. Podszedłem bliżej. -daj buziaka- uśmiechnęła się lekko, a kiedy miała musnąć moje wargi, wziąłem ją na ręce i szedłem w kierunku salonu. 
-Zee nie! -krzyczała. -zostaw mnie! Nie chcę tam schodzić!- wierzgała rękami i nogami. Postawiłem ją dopiero, kiedy byliśmy w salonie. -jesteś nieznośny- fuknęła krzyżując ręce na piersi.  
*Irene*
-Witaj Ire- uśmiechną się policjant. Zmarszczyłam brwi. Czy on udaje, czy faktycznie mnie polubił? Nieważne.
-Hej Hobbs- odpowiedziałam. 
-Czekaj żebyśmy się zrozumieli...-powiedział przez śmiech Zee- zanim coś powiesz, my działamy według własnych reguł. Nie wpieprzaj się w to. Jeśli ci coś nie pasuje to my wcale nie musimy łapać tej dziwki. 
-Malik- odpowiedział spokojnym tonem Hobbs- wiem, że was to wkurza ale zrozum... bez was sobie nie poradzimy...-zaczął swój monolog...ehhh...po co o tu przyjechał?
-Czekaj, czekaj...po co ty tu do kurwy nędzy przyjechałeś? -uniosłam brwi, a Ashton patrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach. Hymm...ciekawi mnie to dlaczego się tak na mnie patrzy...
-Młoda...ty tak nie klnij...- kurwa ale mnie ten mięśniak wkurwia.
-Zamknij dupe Hobbs i gadaj o co chodzi. -no chociaż Mike jest ze mną. Kolorowy puścił mi oczko.
-Chciałem się zapytać czy czegoś nie kombinujecie.
-Zabieraj się stąd, nic nie kombinujemy możesz spadać.-odpowiedział i otworzył drzwi wyjściowe na rozcież.
*Dercy*
Mrużyłam oczy niczym jakiś psychol patrząc z głupią miną na Hoobs'a. Czy on do jasnej cholery myślał że ja mu wszystko wyśpiewam w tonacji pieprzonego sopranu podskakując jak ryba na pomoście? Surowo zakazałam reszcie mówienia o planie tamtej cioty, bo to by się skończyło w najczarniejszym scenariuszu wypranym w perwollu do odnowy czerni...
- Po prostu powiedź co planujecie!- uniósł głos. Na mnie się nie unosi głosu idioto, szczególnie gdy jestem niewyspana (dłuższa historia) .
- Wyjdź.- wysyczałam wstając z fotela i wskazując drzwi.
-Al...- przerwałam mu zanim dokończył wrzeszcząc najgłośniej jak tylko mogłam.
-Wyjdź i mnie kurwa nie denerwuj! Chuj mnie obchodzi co masz do powiedzenia, wypieprzaj! - chwyciłam się za głowę, ciągnąc za włosy, a gdyby nie Harry i Luke teraz leżałabym na podłodze, gdyż nieźle zawirowało mi w głowie, jednakże skutecznie wypłoszyłam ten worek cegieł.
-Już okey?- zapytał troskliwie Lou głaszcząc mnie po policzku, nie powiem miłe uczucie jednakże nie czułam się wcale lepiej. Dalej mój mózg bawi się w karuzelę i obija się o wszystkie możliwe części mojej czaszki.
-Będzie śmieć jeden płacić za wizyty u specjalistów jak tak dalej pójdzie...- warknęłam i zwinęłam się w kłębek.
____________________________________
No i mamy ^^ Jest możliwość że końcówka będzie mega nieogarnięta (w końcu pisałam ją od 4 do 5 rano) więc przepraszam.Przeplatane pisanie nam najlepiej wychodzi hahah. Dla sprostowania. Dercy zawsze jest zła jak kobieta z okresem i wulgarna gdy się nie wyśpi, taka zależność. Mam nadzieje że się podobało ❤
~Dercy oraz Irene